Ekonomiści są na wyginięciu, ponieważ jakość publicznych danych statystycznych jest coraz bardziej wątpliwa

Ostatnio wyszły na jaw bardzo przykre dane dla naszej profesji. Na pytanie o zaufanie jakim darzy się różnych znanych polskich ekonomistów, ankietowani w 89 % - 98 % albo ich nie darzyli zaufaniem, albo w ogóle o nich nie słyszeli. I to w przypadku pierwszej dziesiątki ekonomistów darzonych największym zaufaniem....


Dlaczego nasza profesja ma się w Polsce tak źle?

Ekonomiści bazują na danych statystycznych, a ich jakość w Polsce jak i coraz bardziej na świecie pozostawia wiele do życzenia. Wśród ekonomistów istnieje slangowe określenie "cooking the books", co możnaby przetłumaczyć jako "gotowanie ksiąg".

Gdy wpisuję w popularną wyszukiwarkę Google zapytanie "fałszerstwa PKB" ("GDP fraud") otrzymuję około 8 milionów 240 tysięcy wyników [20]. Sztuczne podbijanie takich danych nie jest trudne, ba, można znaleźć szereg uwag ekonomistów polskiego pochodzenia pracujących poza Polską, którzy badali narzędziami statystycznymi także polskie dane na temat PKB w poszukiwaniu niewytłumaczalne nieprawidłowości (Tomasz Michalski i Gilles Stoltz, por. [1]).


Szerszą analizę kulis technologii obróbki danych przedstawił w 2009 roku Radosław Bodys, wówczas pracujący jako ekonomista w Bank of America/Merrill Lynch w Londynie):

"Co konkretnie jest nie tak w raporcie GUS?

- Weźmy chociażby kwestię wyrównania sezonowego w danych dotyczących wzrostu PKB w stosunku do IV kw. 2008 r. Dane wyrównuje się, by można je było ze sobą porównywać. Ale są różne metody "wygładzania" surowych danych. Różnią się one pod względem doboru parametrów, inaczej patrzą na kwestie efektów kalendarzowych, np. takich jak tegoroczne przesunięcie świąt wielkanocnych. Jedne metody uwzględniają tylko dni robocze, inne także weekendy. Już na tej podstawie dane mogą się różnić, bo przecież w weekendy cały czas się produkuje np. energię.

GUS podał, że wzrost w I kw. w stosunku do IV kw. osiągnął 0,4 proc., najwięcej w całej UE. Ale w zależności od wybranej metody, którą eliminuje się czynniki o charakterze sezonowym, można osiągnąć różne wyniki - spektrum zmiany PKB w I kw. w stosunku do IV kw. waha się od spadku o 0,7 proc. do wzrostu o 0,4 proc. Specyfikacja parametrów wyrównania sezonowego zastosowana przez GUS dała najwyższą możliwą wartość. A przykładowo gdyby dane wyrównać według metody stosowanej w USA, dałoby to spadek PKB w I kw. 2009 r. o 0,5 proc. w stosunku do IV kw. 2008." [3]


Pamiętam z podręczników do podstaw ekonomii, że szarej i czarnej strefy po prostu i jednoznacznie nie wlicza się do PKB. Wspomina o tym masa źródeł, sprawdzić też można w międzynarodowej metodologii.  Tymczasem:

"Bohdan Wyżnikiewicz powiedział, że polski urząd statystyczny dwa razy zmienił metodę szacowania PKB, czym "ulżył" tzw. konstytucyjnemu progowi ostrożnościowemu (zgodnie z nim dług publiczny nie może przekroczyć 60 proc. PKB - PAP). Wyjaśnił, że w latach 90. XX wieku GUS zaczął powiększać PKB o "legalną" część szarej strefy (produkcję ukrytą - PAP). Natomiast na początku obecnej dekady GUS wprowadził zmiany techniczne dotyczące szacunków wielkości gospodarki, co skutkowało podniesieniem PKB o ok. 5 proc."[2]
Kreatywne dane to źródło kryzysu

O tym jak można rasować i niekiedy wprost fałszować dane statystyczne, aby "trup wyglądał świetnie" napisano całe książki. Jedną z nich jest "Der Informationscrash" Maxa Otte (Ullstein Verlag, Berlin 2010). Otóż załamanie się rynków finansowych w 2008 roku było załamaniem się całego systemu obróbki i analizy danych i informacji, i jest to po prostu clou problemu kryzysu finansowego trwającego od roku 2008 według drugiego z ekonomistów, którzy wcześnie ostrzegali przed detonacją bomby na rynku kredytów hipotecznych w USA. Analiza dokonana przez Otte opisuje na przykład okoliczności powstania wskaźnika znanego jako "core inflation" (w Polsce nazywana "inflacją bazową"). Na ile istotny jest taki wskaźnik, skoro ceny żywności i energii wynosiły w 2012 roku aż 41,8% koszyka CPI, a ów nie-wiedzieć-czemu chętnie cytowany przez sporą część mediów wskaźnik po prostu ich nie zawiera?

Typowo wskaźnik inflacji wylicza się w oparciu o koszyk, mający być reprezentatywny dla typowego gospodarstwa domowego. Zawiera on kartofle, mleko, ser, ale też np. czynsze, narkotyki i koszty energii.  Spójrzmy co się stało już w latach 70-tych, podczas pierwszego szoku paliwowego. Nagle ceny energii poszybowały w górę. Co zrobiono? Według koncepcji "inflacji bazowej", ceny szybko zmieniające się po prostu wyłącza się z takiego koszyka. Tłumaczy się że "przejściowe szoki cenowe" nie powinny mieć wpływu na politykę banku drukującego banknoty. Jeśli jednak prześledzi się rozwój cen energii, wydaje się że chodziło głównie o ukrycie inflacji i wytłumaczenie dodruku banknotów.

Gotowane księgi po argentyńsku

Obecnie krajem "gotującym swoje księgi" jest Argentyna.

"(..) oficjalne dane państwowego urzędu statystycznego INDEC mówią, że wyniosła ona w grudniu ub.r. 10,8 proc. (licząc rok do roku), ale niemal nikt w to nie wierzy.  Parlamentarzyści opozycji przedstawili niezależne wyliczenia (na podstawie badań dziewięciu instytucji) mówiące, że inflacja wyniosła 25,6 proc. Przedstawiają oni swoją „kongresową stopę inflacji" co miesiąc, a ich wyliczenia są powszechnie uznawane za wiarygodniejsze niż państwowe. Skąd tak duże różnice w wyliczeniach?" [4]

Okazuje się że wbrew powszechnej metodologii obliczania tego wskaźnika (unikając wpadania w pułapkę tzw. "substitution bias"), liczono ją w sposób nie uwzględniający substytucji droższych produktów tańszymi.

"W 2007 r. szefem INDEC został Guillermo Moreno, dotychczasowy minister handlu wewnętrznego. Zwolnił wielu pracowników urzędu, a ci, których pozbawił posad, zaczęli mu zarzucać, że ukrywa prawdziwą skalę wzrostu cen. Jak według nich zdołano zakamuflować przyspieszającą inflację? INDEC ze służącego do obliczania inflacji koszyka dóbr, który ma odzwierciedlać strukturę wydatków Argentyńczyków, wyklucza najszybciej drożejące towary. Bo jak tłumaczy, biedni konsumenci z nich rezygnują (jeśli np. drożeją pomidory, biedniejsi Argentyńczycy przestają je kupować)."[4]

Wskaźnik PKB? "Oficjalne dane mówią, że argentyński PKB zwiększył się w 2011 r. o 8,9 proc., ale niezależni ekonomiści twierdzą, że był tak naprawdę mniejszy o 3 pkt proc." [4] Nie chcąc wypłacać wierzycielom nawet 1,3 mld USD zadłużenia, Argentyna jest coraz bardziej oceniana jako potencjalny bankrut.

Przykłady z USA

A jak tłumaczy Max Otte [6] nagły wzrost produktywności pracy w USA? Wzrósł on w III kwartale 1999 roku o całe 5 %, a w IV kwartale nawet o 6,4 %. W tamtejszym odpowiedniku ministerstwa pracy, niejakie Bureau of Labor Statistics właśnie zmieniło metodologię. Przy obliczaniu PKB nie tylko oparto się na cenach wszystkich sprzedanych produktów, ale dodano także "hedonistyczny indeks cen", który miał mierzyć także zmiany jakościowe. Jeśli jakość komputera, np. jego moc obliczeniowa, wzrosła dwukrotnie, statystycy liczyli to jako wzrost wydajności pracy. Znalazłem nawet polski opis tej mocno wątpliwej taktyki księgowej:

"Księgowość hedonistyczna

Owa, mocno wątpliwa pod względem teoretycznym i metodologicznym technika,
stosowana przez amerykańskich księgowych i statystyków, polega na arbitralnym
szacunku zmian w jakości towarów i usług, które to zmiany są kwantyfikowane i
następnie używane w formie współczynników do korygowania wytworzonego PKB i
zmian w poziomie cen. Jeżeli księgowi czy statystycy przyjmują wzrost
jakości, to korygują oni PKB w górę, argumentując iż wzrost jakości (a więc
także użyteczności ) powinien zawsze zwiększać wartość księgową
wyprodukowanych dóbr i usług (większa wartość użytkowa powinna, ich zdaniem,
znaleźć swe odbicie w wyższym PKB) , zaś CPI w dół, argumentując z kolei, iż
wzrost cen spowodowany wzrostem jakości nie jest inflacyjny.

Efektem stosowania tej metody jest zawyżanie amerykańskiego PKB a więc i
wydajności pracy oraz zaniżanie inflacji (mierzonej wzrostem poziomu cen
płaconych przez konsumentów, czyli CPI – Consumer Price Index). Wzrost
wydajności, o którym często pisza w Polsce publicysci Nowej Ery czy Wprost,
może być niemalże w całości wynikiem tego sposobu księgowania. Jak to ujął
jeden z brytyjskich obserwatorów: "Efekt stosowania księgowości
hedonistycznej jest taki, że oficjalny wzrost PKB Stanów Zjednoczonych
przekracza wzrost rzeczywisty o pół procenta rocznie. Ta różnica, wynikająca
ze specyficznego sposobu księgowania, w znacznym stopniu odpowiada
za ‘cudowny’ wzrost wydajności, który wciąż zachwyca wyznawców nowej
ekonomii”
. za internautą Kagan [11]

Max Otte podobnie opisuje praktyki stosowane w zliczaniu amerykańskiego PKB. Poza rzeczywiście uzyskiwanymi dochodami dolicza się dziwne i nierzeczywiste kategorie (zwane tamże "imputed income"). W PKB wlicza się na przykład zakładaną sumę wyobrażonych, hipotetycznych dochodów, które właściciel mieszkania bądź domu jednorodzinnego uzyskałby, gdyby chciał wynajmować swoje mieszkanie (dom) na wolnym rynku. Przy tym po prostu szacuje się, ile czynszu dane osoby musiałyby zapłacić, nie mieszkając we własnym domu. Otte pisze, że pikanterii sprawie dodaje fakt, gdy sobie uświadomimy jak wielki odsetek lokali nabyto na kredyt- a rzekomy dochód "właścicieli" domów wydawany jest na spłatę kredytów. Wówczas amerykański PKB w dużej mierze opierałby się na... długach.[6] 

Otte pisze też jak ciężko jest ekonomiście w dzisiejszych czasach zorientować się w ilości wyemitowanego i wykreowanego pieniądza. Ich suma, określona jako M3, składa się z pieniądza gotówkowego (monety i banknoty w obiegu poza bankami), wkładów w bankach etc., wysoce płynnych wkładów finansowych (wkłady oszczędnościowe i niewielkie wkłady terminowe) i dużych wkładów terminowych sektora prywatnego i innych "płynnych" pozycji majątku. Wszystko, co jest zainwestowane bardziej permanentnie, nie jest wliczane, ponieważ nie znajduje się w obiegu. Od 26 marca 2006 roku prywatny bank rezerwy federalnej w USA po prostu przestał podawać dane o liczbie swoich pieniędzy jakie wypuszczono w obieg. Pozbyto się też całej części statystyk finansowych. [12]  

Casus Europy

Przerażają praktyki zwykłego fałszowania rzędów cyfr w kolumnach danych. Nie tylko Grecja [9], ale także Rumunia, Łotwa i Belgia dokonywały tego procederu [8]. Obecnie grecka gospodarka kurczy się w tempie 6-7 % rocznie (dane Eurostat i Komisji Europejskiej, z których pochodzą te cyfry, są zliczane na nowo po serii radykalnych nadużyć statystycznych). Dla przykładu, dług publiczny, po serii rewizji danych statystycznych, urósł z 5% do rekordowego w skali Unii Europejskiej poziomu 15,6 % PKB, a jego wyliczeniem, zamiast miejscowego urzędu, musiał zająć się unijny Eurostat. Przeprowadził on audyt o nazwie "Financial Audit of the fiscal years 2006-09."

Na początku 2010 roku ujawniono że Grecja zapłaciła bankowi Goldman Sachs i innym instytucjom finansowym setki milionów dolarów prowizji od 2001 roku w zamian za zaaranżowanie transakcji które ukrywały rzeczywisty poziom zadłużenia. [14] Najbardziej "wymyślnym" jest instrument finansowy zwany jako "swap międzywalutowy", w którym greckie długi o miliardowej wartości zamieniono w banku Goldman Sachs na jeny i dolary po fikcyjnym kursie wymiany, przez co ukryto prawdziwą skalę greckich długów.[15]

Po kryzysie roku 2008 i "greckiej zielonej wyspie" niektórzy ekonomiści i w Polsce zaczęli sprawdzać dane statystyczne. Jest to trudne: w Polsce nie istnieje stosowna otoczka instytucjonalna: instytuty ekonomiczne nie są niezależne finansowo, jak np. w krajach anglosaskich, gdzie uczelnie finansowane są z czesnych studentów, których kredyty studenckie często gwarantuje co prawda rząd, ale już o ich przeznaczeniu decydują sami studenci.

Część danych po prostu musimy sami zliczać na nowo, co jest - primo: kosztowne, secundo: obarczone błędem. Można mówić o braku zaufania wobec danych statystycznych, gdy na przykład- obliczona przez nas kwota średniego wynagrodzenia brutto w polskiej gospodarce (używając np. danych o podstawach składek w systemie ubezpieczeń społecznych) jest ok. dwuipółkrotnie niższa od deklarowanej przez GUS. 

Kwestia danych demograficznych

Można oczywiście- jeśli jest taka potrzeba- gromadzić własne dane i przygotowywać własne analizy. Ale jak np. ekonomista ma sobie poradzić z kalkulacją danych demograficznych? Słabo opłacani [23] rządowi statystycy mogą mieć problemy ze zbiórką prawdziwych danych, zresztą np. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej zbiera dane na temat liczby mieszkańców Polski podejmujących pracę za granicą, a dane na temat liczby mieszkańców zbiera się ze "zbioru PESEL" mającego co prawda istotną wartość wspomnieniowo- historyczną, ale nie statystyczną, zwłaszcza na obszarach przy granicy zachodniej lub południowej. Danych zebranych "w terenie" podczas spisu ludności NSP 2011 nigdzie i nigdy nie znalazłem.

"Wyniki spisu ludności wykazały, że zgodnie z definicją ludności faktycznej (stosowanej dotychczas w spisach ludności i badaniach demograficznych) w Polsce w dniu 31 marca 2011 roku mieszkało 38,5 mln osób, tj. o 0,8 % więcej w stosunku do wyników bieżącego bilansu ludności za 2010 rok (bilans ten został opracowany na podstawie danych pochodzących z poprzedniego spisu ludności 2002 oraz ruchu naturalnego i migracji, jakie miały miejsce w latach 2003-2010)." (...) "Wstępnie szacuje się, że co najmniej 2/3 emigrantów przebywało za granicą 12 miesięcy i dłużej" [16]

"Jak wykazały wyniki spisu przeprowadzonego w 2011 roku ludność Polski zwiększyła
się nieznacznie (o 0,7%) w porównaniu do roku 2002."[17 ]

Analiza metodologii rzuca nieco światła na mechanizmy metodologiczne.

" Kategoria ludności faktycznie zamieszkałej obejmuje: stałych mieszkańców, z wyjątkiem osób przebywających poza miejscem zamieszkania przez okres powyżej 3 miesięcy w kraju oraz obejmuje wszystkie osoby przebywające za granicą (bez względu na okres ich nieobecności)"[22] 

A więc w okresie publikacji raportu GUS (przypomnę: lipiec 2012 r.) znana była definicja tzw. "ludności rezydującej", mieszkającej na stałe poza Polską. Mimo to na próżno szukać w raporcie z Narodowego Spisu Powszechnego wyliczeń tej najistotniejszej dla ekonomistów wielkości, nie podano też danych źródłowych ze spisu. Dla ekonomisty jedyną wartość merytoryczną mają wyniki "badania reprezentacyjnego", do którego wylosowano próbę ok. 20 % lokali. (ponad 2,7 mln mieszań). Niestety, dane źródłowe nigdy nie zostały opublikowane, nie podano też wag i współczynników na podstawie których uogólniono te dane na resztę populacji, mieszając je z danymi z rejestrów administracyjnych w rodzaju zbioru "PESEL".

Zapytanie "Manipulacja demograficzna (Manipulation of demography) podaje ok. 9,5 miliona wyników w wyszukiwarce Google [19]. Pozostały nam plotki od pracowników tej instytucji, donoszących o zupełnie innych wynikach ze spisu "w terenie":

"Dzieci urodzone za granicą w ostatnich latach zostały wliczone do ludności Polski jeśli zostały zameldowane w Polsce, należy jednak zaznaczyć, że większość z nich wraz z rodzicami w dalszym ciągu przebywa za granicą.  (...) "Aktualnie osoby przebywające czasowo za granicą (nawet przez klika lat) są włączone do stanu ludności faktycznie zamieszkałej w Polsce. Ludność rezydująca wyklucza emigrantów długookresowych – przebywających za granicą 12 miesięcy lub dłużej. Według danych szacunkowych, wyprowadzonych na bazie wyników spisu, w końcu marca 2011 r. za granicą przebywało powyżej 3 miesięcy ok. 2 milionów osób, w tym ok. 1,5 miliona przez co najmniej rok. Wystąpił więc znaczący wzrost liczby emigrantów w stosunku do 2002 r., kiedy to poza granicami Polski przebywało 786,1 tys. mieszkańców Polski, z tego co najmniej 12 miesięcy – 626,2 tys. " [17]

Czyli: dzieci urodzone za granicą zostały wliczone do polskich statystyk dzietności, mimo że już tu de facto nie mieszkają. Część ekonomistów niestety powiela te dane:

"The World Factbook: Polska zajmuje 211 miejsca na świecie, na 224 kraje, pod względem wskaźnika dzietności. GUS: wskaźnik ten spadł w 2012 r. poniżej 1,3." [24]

Jak pisze w dniu 19 lutego 2013 "Dziennik Gazeta Prawna": "Za rok GUS przekaże Eurostatowi dane z Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań 2011. "[18]  Wówczas dopiero, a więc 3 lata po dokonaniu spisu, wykazany zostanie ubytek ludności w wysokości ok. 1,5 miliona mieszkańców, którego nie ujęto w raporcie o wynikach spisu z lipca 2012 roku, mimo wiedzy o obowiązujących metodologiach. Trudno pozbyć się wrażenia że GUS wypuszcza różne kłopotliwe dane dopiero po podniesieniu problemów w mediach. Niestety, metodologii jakiej użył GUS do wyliczenia owych 1,5 miliona emigrantów z Polski, nie sposób zweryfikować. Ongiś zwracałem uwagę na brak jawnej metodologii Narodowego Spisu Powszechnego sprzed 3 lat. To się nie zmieniło. Trudno dociec, dlaczego metodologię spisu miano ujawnić dopiero po 2 latach, w 2013 roku. Do dziś nie jest jawna, mimo zapytań ze środowiska nadsyłanych do GUS:

"Prof. Szczepański zadał też publiczne pytanie o metodologię badań spisowych, lecz na tę kwestię nie uzyskał odpowiedzi." [21]


Rozbieżności są niebagatelne np. na pograniczu. Populacja nadgranicznych miast: Frankfurtu nad Odrą spadła z 88 do 63 tys. mieszkańców, Guben z 36 tys. na 19 tys. mieszkańców, Eisenhuettenstadt z 53 tys. na 31 tys. mieszkańców. Dla ulegających jeszcze większym procesom depopulacji miast polskich odległych o 20 czy 50 km od opisanych, dodatkowo znajdujących się w niebywale trudniejszej sytuacji gospodarczej, podaje się dane wskazujące na utrzymywanie się, stagnację liczby ludności. Wydaje się to co najmniej odrealnione.

Cóż ma też zrobić ekonomista gdy dane z różnych źródeł różnią się całkowicie? Chcąc obliczyć zmiany PKB z danych na temat zapotrzebowania na składniki produkcji, natknąłem się, w zależności od źródeł, na całkowicie sprzeczne dane. Na jednych wykresach suma zużycia energii w Polsce spadała, na innych wzrastała... Można mieć wrażenie że dane dla PKB należałoby policzyć na nowo: metodologia wymieniona w dokumencie Eurostatu jako mająca odniesienie do Polski [25] nie jest dostępna na witrynach GUS. W dodatku kalkulacja wartości PKB dla większości gospodarki polskiej (czyli firm zatrudniających poniżej 49 opiera się na danych pochodzących z szacunków. Wystarczy tendencyjnie wybrać do próby takie a nie inne przedsiębiorstwa, by osiągnąć lepszy wynik niż rzeczywisty (por. strona 28 dokumentu [25]).

Śmieci na wejściu

Śmieci na wejściu- śmieci na wyjściu. Trudno się dziwić pozycji zawodu. W dodatku ci z ekonomistów którzy chcą być niezależni, muszą się jakoś odnaleźć w świecie, w którym brak lub radykalnie niewiele jest miejsc z których można wygłaszać "niezależne" opinie mogące być niewygodnymi dla rządzących (o czym ekonomiści w ogóle mogą nie mieć pojęcia, część z nich nie interesuje się polityką). Trzeba albo: założyć własną uczelnię, jak p. Rybiński, albo: założyć własną fundację lub stowarzyszenie, co jest opcją dla bardzo zamożnych (prawo zabrania fundatorom osiągania korzyści majątkowych z fundacji, co zapewne było jedną z okoliczności ostatnio głośnej sprawy w jednej z fundacji ochrony dzieci). Wszystko to jest drogie w rozpoczęciu i kosztowne w utrzymaniu.


Ekonomia w polskich warunkach nadal jest bardziej hobby niż pracą zawodową. Proszę sprawdzić źródła utrzymania znanych polskich ekonomistów. Zwykle łączą oni wiele (czasem bardzo wiele) funkcji, imają się wielu zajęć, będąc biznesowo rozchwytywanymi ze względu na różne kwalifikacje nie mają czasu na badania, a jeśli je robią, to tracą okazję do prawdziwego zarobku (w nauce pieniądze są nadal kiepskie) bądź zaniedbują swoje rodziny.

Sądzę że niewiele osób ze środowiska to przyzna szczerze, ale przypuszczam że polskim problemem jest po prostu brak szans na pracę zawodową dla typowego ekonomisty. Część osób postrzega ją jako pracę dydaktyczną, naukę studentów, tymczasem ekonomiści prowadzą badania.W Polsce mogą pracować w centralach banków, kilku fundacjach. Nazwa zawodu "ekonomista" wciąż powszechnie kojarzy się z kimś kto rachuje i zlicza dane w przedsiębiorstwie, nie zaś z kimś kto potrafi opracować zalecenia polityki gospodarczej.

Adam Fularz,
dla serwisu statystycznego http://stat.ie.org.pl/ , 2013

LITERATURA


[1] “Do countries falsify economic data strategically? Some evidence that they do.”, Tomasz Michalski, Gilles Stoltz, HEC Paris Working Papers 930/2010
on-line: http://www.degit.ifw-kiel.de/papers/degit-xv-frankfurt-am-main-2010/c015_018.pdf

[2] http://forsal.pl/artykuly/436524,gus_bedzie_zaliczal_szara_strefe_do_pkb_aby_poprawic_relacje_dlugu_do_pkb.html)

[3] http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,6680003,Jak_GUS_policzyl_te_0_8_proc__wzrostu_PKB_.html#ixzz2LMLtyqtP

[4] http://www.rp.pl/artykul/979204.html?print=tak&p=0

[5] http://www.thueringer-allgemeine.de/startseite/detail/-/specific/TU-Ilmenau-weist-Schummelei-Griechenlands-nach-1811171608

[6] Max Otte "Der Informationscrash" Ullstein Verlag, Berlin 2010

[7] http://www.handelsblatt.com/politik/oekonomie/nachrichten/oekonomen-auf-der-jagd-nach-zahlen-faelschern-seite-all/3315384-all.html

[8] http://www.forbes.com/sites/timworstall/2011/09/12/greece-was-lying-about-its-budget-numbers/

[9] Bernhard Rauch, Max Göttsche, Gernot Brähler, Stefan Engel (August 2011). "Fact and Fiction in EU-Governmental Economic Data". German Economic Review 12 (3): 243–255. doi:10.1111/j.1468-0475.2011.00542.x.

[10] Diekmann A (2007) Not the First Digit! Using Benford's Law to detect fraudulent scientific data. J Appl Stat 34 (3) 321-329, doi:10.1080/02664760601004940

[11] http://forum.gazeta.pl/forum/w,30,17121061,17121061,Oszustwa_statystyczne_w_USA.html

[12] Discontinuance of M3, Federal Reserve, November 10, 2005, revised March 9, 2006. http://www.federalreserve.gov/Releases/h6/discm3.htm

[13] EIR Volume 27, Number 36, September 15, 2000 http://www.larouchepub.com/eiw/public/2000/eirv27n36-20000915/eirv27n36-20000915_004-germans_expose_us_gdp_fraud_impl.pdf


[14] Story, Louise; Thomas, Landon Jr.; Shwartz, Nelson D. (13 February 2010). "Wall St. Helped to Mask Debt Fueling Europe's Crisis". The New York Times (The New York Times Company). Retrieved 6 May 2010. http://www.nytimes.com/2010/02/14/business/global/14debt.html?pagewanted=1&hp

[15] Balzli, Beat (2 August 2010). "How Goldman Sachs Helped Greece to Mask its True Debt". Der Spiegel. Retrieved 1 August 2012. http://www.spiegel.de/international/europe/greek-debt-crisis-how-goldman-sachs-helped-greece-to-mask-its-true-debt-a-676634.html

[16] http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/PUBL_lu_nps2011_wyniki_nsp2011_22032012.pdf

[17] http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/lud_raport_z_wynikow_NSP2011.pdf

[18] http://serwisy.gazetaprawna.pl/praca-i-kariera/artykuly/683199,polska_dziekuje_juz_tu_nie_pracuje.html,1,5

[19] http://www.lmsify.com/12D839

[20] http://www.lmsify.com/12DC21

[21] http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/555395,gus-do-szczepanskiego-wyniki-spisu-powszechnego

[22] http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/lu_wyniki_wstepne_NSP_2011.pdf

[23] http://epp.eurostat.ec.europa.eu/cache/ITY_PUBLIC/PEER_REVIEW_PL_2007/EN/PEER_REVIEW_PL_2007-EN.PDF

[24] http://www.rp.pl/artykul/9158,980777-Rybinski-kontra-Tusk--czyli-sarkazm-niewskazany.html

[25] http://epp.eurostat.ec.europa.eu/portal/page/portal/national_accounts/documents/quarterly_accounts/PL_QNAINVENTORY.PDF

Komentarze

  1. Aby nauczyć się języka polskiego istnieje wiele sposobów. Do najbardziej popularnych zaliczyć oczywiście można kursy językowe, jednak my chcemy przedstawić wam sposób darmowy a jednocześnie bardzo ciekawy. Są to mianowicie korepetycje j polski na skype za darmo. Korzystając z tej metody spotkasz osoby gumtree, które znają język polski w bardzo dobrym stopniu i pomogą Ci go podszkolić przy użyciu tej web strony http://preply.com/pl/gdansk/korepetycje-z-polskiego Korepetycje z polskiego Gdańsk przez skypa za darmo są bardzo ciekawą alternatywą dla osób, które chcą poznać podstawy przy jednoczesnym kontakcie z tzw native speakerami. Oczywiście można trafić na osoby mniej lub bardziej znające język gumtree jednak korepetycje z polski online skypa native speaker to naprawdę ciekawa alternatywa dla płatnych kursów językowych Gdańsk.

    OdpowiedzUsuń

  2. W JAKI SPOSÓB ZOSTAŁEM MOJĄ POŻYCZĄ XMAS.

    Nazywam się Roberts Antony z Baltimore, MD. Obecnie jestem żonaty, mam troje dzieci. Chcę powiedzieć o dobrych uczynkach, które zrobiły mi Jermaine Loans, przywrócili mi szczęście, udzielając mi pożyczki, musiałem refinansować i zapłacić rachunki za leki mojego syna i kredyt świąteczny. Wcześniej próbowałem szukać pożyczek od różnych firm pożyczkowych zarówno prywatnych, jak i korporacyjnych, ale nigdy z sukcesem, a większość banków odmówiła mojego kredytu. W ten wierny dzień, przeglądając Internet robiąc badania natknęłam się na zeznania jednej z panią Karen o tym, jak dostała pożyczkę od Jermaine Loans. Postanowiłem skontaktować się z tą samą firmą i jak Bóg to zrobił, z powodzeniem uzyskałem pożyczkę w wysokości 145 000,00 dolarów. . Dokonałem właściwego wyboru, kontaktując się z nimi. Moja rada dla tych, którzy szukają uzasadnionego miejsca, aby zabezpieczyć pożyczkę świąteczną i szybko skontaktować się z Jermaine Loans poprzez e-mail: jermaineloans711@gmail.com oni nie wiedzą, że mówię o tym, co mi zrobili.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz